Cztery. Jak czterej pancerni bez psa :)
Komentarze: 2
Bohaterem był pewien pan. Z wyglądu przypominał mniej więcej człowieka, którego spotkały nieszczęścia takie, jak mnie wczoraj z tym wyjątkiem, że zdarzyło się to kilka miesięcy temu i bez hollywoodzkiego finału, czyli tzw. "zwrotu akcji".
Pan miał około 40 lat i zarezerwowane miejsce noclegowe z dala od głównego przejścia dworca, a więc w miejscu raczej ustronnym. Posłaniem były kartony i jakieś znoszone swetry. Wygląd raczej bardzo zaniedbany, ubrania w kiepskim stanie. Tak się złożyło, że czekałam na pociąg jakieś 5 metrów od niego. Niezakłócony spokój, bohater zdarzenia śpi. Nagle ciszę przerywa dzwonek telefonu, ku mojemu zdziwieniu był to telefon śpiącego. Pan budzi się, odbiera i mówi:
- Przepraszam na moment panie prezesie, nie mogę teraz rozmawiać.
a potem do mnie:
- Mogłabyś odejść? Chciałbym porozmawiać na osobności.
Po pierwsze byłam w strasznie wielkim szoku, po drugie ładnie poprosił, po trzecie nie chciałam się z nim kłócić, kto wie jak daleko sięgają jego kontakty - mógł to być przecież sam Prezes Rady Ministrów. Zostawiłam go samego.
Z cyklu "każdy dzień to nowa niespodzianka":
Tam, gdzie chwilowo pracuję, mam kilku przełożonych. Dwaj z nich, mężczyĄni starsi ode mnie o około 7-8 lat, dotychczas dali mi się poznać jako ci, którzy w niczym niczego śmiesznego nie widzą i dodatkowo przeszkadza im śmiech innych. Przypadkowo, kiedy zostałam dziś z nimi sama w pokoju, zauważyłam jak najpierw zalotnie falują do siebie firanką rzęs, a następnie skrycie posyłają sobie buziaki. Moja reakcja przewidywalna - niekontrolowany wybuch śmiechu. Oni - najpierw martwa cisza, a potem to samo. Pierwszy raz słyszałam, jak się śmieją i pierwszy raz udało mi się z nimi normalnie porozmawiać. Wytłumaczyli, że to tylko takie ich tajemne znaki, że to nic nie znaczy. Zaczęli opowiadać o swoich kobietach, żeby udowodnić nielogiczność moich przypuszczeń.
Ale ja tam swoje wiem. I przyrzekłam, że w pracy nikt się ode mnie o tym nie dowie ;)
Dodaj komentarz