Dies Irae nie było. Dziewięć.
Komentarze: 10
świat sobie ze mnie zakpił. Kompletnie nie przejął się tym, co mnie wczoraj spotkało.
Spodziewałam się dziś jakiegoś przejawu zrozumienia z jego strony, a tu ani klęski żywiołowej nie było, ani katastrofy jakieś ogromnej, o armagedonie to już nawet nie wspominam. Z dies irae nici. Gdyby choć deszcz padał, żebym wiedziała że płacze ze współczucia... Ale gdzie tam, nic z tych rzeczy - słońce świeciło przez cały dzień.
Nie to nie, dwa razy prosić nie będę. Twardym trza być. Hasta La Victoria Siempre i takie tam.
Dostałam dziś kotka. Jakiś miły pan poprosił mnie na dworcu żebym go chwilę potrzymała, a potem już nie chciał kociaka zabrać. Tłumaczyłam, że nie mogę go zatrzymać, że jestem uczulona na sierść, ale on w kółko powtarzał:
- Kocur, dwa miesiące ma. Fajny, mało je. W sumie tylko mleko pije.
Potem wsiadł do pociągu i odjechał. Szukałam dla kotka nowego właściciela, ale wszyscy omijali mnie szerokim łukiem. Po mniej więcej 15 minutach zauważyłam czterolatka z babcią. Poszło łatwo, urok kociaka zadziałał. Odchodząc, dodałam:
- Kocurek, tylko dwa miesiące ma... Niech pani popatrzy jaki słodki... A jak mało je... W sumie to tylko mleko pije...
Ale miałyśmy już spać.. śpijmy więc..
Jasne :)
Dodaj komentarz