Trzy. Po prostu trzy.
Komentarze: 2
Ponieważ wszystkie sprawy biorą w łeb jednocześnie (znowu Murphy), przewidywalne było, że:
1. był to ostatni pociąg, którym mogłam dostać się do domu (następny o 4 rano);
2. akurat tego dnia zapomniałam zabrać komórkę;
3. znalezienie aparatu telefonicznego na monety zakończyło się fiaskiem;
4. nigdzie nie było aparatów telefonicznych na stare karty z paskiem;
5. nigdzie nie można było dostać kart chipowych.
Kiedy w końcu pewien niezwykle sympatyczny pan zaproponował mi swoją kartę w zamian za pewne usługi (w negocjacjach jestem dobra, zakończyło się na 5 zł "na wino"), okazało się, że:
1. dzwoniąc do domu miła pani informuje, że "linia została uszkodzona";
2. mój kochany braciszek najpierw nie odebrał, a następnie wyłączył komórkę.
W sumie to już doszłam do przekonania, że to przeznaczenie działa na moją niekorzyść. W moich oczach rysowała się bardzo przyjemna noc spędzona na dworcowej ławeczce. Problem jednak byłby ze znalezieniem wolnej ławki - widocznie na dworcach wszelkie miejsca noclegowe trzeba rezerwować wcześniej.
Zrezygnowana kolejny raz wybieram 7 cyfr i czekam na komunikat o uszkodzonej linii. Tak, to też było do przewidzenia - nagle rozstąpiły się niebiosa, zrobiło się jaśniej, wszystko zaczęło iść po mojej myśli. Typowa scena z hollywoodzkiej produkcji. Odbiera mama.
Potem czekam ok. 45 minut, w domu jestem przed 2. Chyba nigdy się tak nie cieszyłam widząc łóżko :)
Miłego dnia ;)
Dodaj komentarz